Kolejna dziewoja z archiwum. Tym razem nękana przez oślizgłego stwora.
Praca z 1992 roku, wykonana tuszem na papierze. Pozdrawiam wszystkich zapuszczających się na mojego skromnego bloga!
Dziewczyna ze spluwą, wygrzebana z archiwum. Praca z 1995 roku, wykonana czym się da, czyli tuszem, temperami i ekolinami, na jakimś szarym papierze z fakturką. Sądząc po graffiti w tle, musiałem być w jakimś dołku i rozpamiętywać utratę "Awantury". Zatem dziewuszka powstała "na pohybel":)
Nie pamiętam dokładnie od kiedy długopis stał się moim ulubionym i na długie lata najczęściej używanym narzędziem nie tylko do pisania, ale przede wszystkim do rysowania. Sadzę, że stało się to jeszcze przed podstawówką. Trwalszy i bardziej bezwzględny od ołówka był, u progu mojej komiksowej pasji, trudnym, ale wiernym towarzyszem. Zmuszał do rysowania niemal na czysto gotowych kadrów i starannego wpisywania tekstów w dymkach. Często jeden błąd przekreślał całą mozolną pracę nad planszą i musiałem wszystko zaczynać od początku. Biegałem od kiosku do kiosku w poszukiwaniu czarnych wkładów, które nie zalewały i dawały ładną, precyzyjną kreskę. Długopisem wykonałem wiele rysunków i komiksów przed tzw. profesjonalnym okresem twórczości. A i później wracałem do tego narzędzia, przygotowując scenopisy lub szkicując.
Może właśnie długopisowi zawdzięczam moją alergię na piórka:)
Te wszystkie stalówki, grafiony wzbudzają we mnie dużą niechęć.
Poniżej dwa rysunki Demonów wykonane w 1992 roku właśnie długopisem.